fbpx

Accessibility Tools

Skip to main content

SCT krakowski Kazimierz 2019 – co poszło nie tak?

Gwałtowne protesty mieszkańców, awantury na sesjach rady miasta , samorządowcy rakiem wycofujący się z decyzji podjętych raptem kilkadziesiąt dni wcześniej – w takiej atmosferze upadała pierwsza w Polsce Strefa Czystego Transportu. Utworzona w styczniu 2019 roku na krakowskim Kazimierzu, zniknęła… zaledwie po dwóch miesiącach. Dlaczego ten debiut skończył się tak spektakularną klapą? Między innymi dlatego, że z ludźmi, których te zmiany miały dotyczyć, nikt wcześniej poważnie nie porozmawiał. Z kolei ci, którzy kazimierzowską SCT wprowadzali, nie do końca wiedzieli, co robią.  

Patrząc z perspektywy czasu, Strefa Czystego Transportu na Kazimierzu była bardziej niż liberalna – ograniczenia nie dotyczyły bowiem jej mieszkańców, taksówkarze mieli zostać nimi objęci dopiero po sześciu latach, a przedsiębiorcy otrzymywali prawo nieodpłatnego wjazdu w określonych godzinach. Już „wisienką na torcie” był fakt, że strefa miała funkcjonować zaledwie pół roku i następnie zostać poddana ocenie – dopiero wówczas zapadłaby decyzja, co dalej. Mimo tak łagodnego charakteru, owa SCT spowodowała sprzeciw o sile tornada – relacjonowane przez media pikiety na ulicach, gorącą awanturę na sesji rady miasta. W rezultacie radni, po zaledwie dwóch miesiącach, pogrzebali własną uchwałę o powołaniu Stefy. Jakie były przyczyny tej jakże dotkliwiej klęski?

Strefa jest, ale nikt nic nie wie

Dla niepowodzenia SCT na Kazimierzu kluczowe było niedoinformowanie. Wtedy, odmiennie niż dziś, ten temat nie funkcjonował w debacie publicznej. Nie mówiono o nim, a nagle zmaterializował się on dosłownie pod oknami mieszkańców. Nic dziwnego, że ludzie poczuli się zaskoczeni, zagrożeni – tłumaczy dr inż. Anna Dubel, doktor nauk ekonomicznych specjalizująca się w zarządzaniu środowiskiem, prowadząca badania na Wydziale Zarządzania AGH i w Krajowym Ośrodku Zmian Klimatu IOŚ-PIB na temat ekonomicznych skutków zmian klimatu i efektywności ekonomicznej działań adaptacyjnych i migracyjnych.

Co ciekawe, sytuacją zaskoczeni byli też… sami radni, którzy wprowadzili Strefę. W trakcie jej likwidacji tłumaczyli, że „nie wiedzieli” o zastrzeżeniach mieszkańców. Dodatkowo warto zaznaczyć, że pomysł na SCT pojawił się jako… zamiennik dla Strefy Ograniczonego Ruchu, której funkcjonowanie nie mogło być wtedy przedłużone z przyczyn formalnych, choć radni chcieli ją zachować.

Czyżby więc Strefę rzeczywiście wprowadzono bez uprzedzenia, zaskakując mieszkańców z dnia na dzień? Sęk w tym, że nie, bo konsultacje społeczne – i to wcale wówczas niewymagane przepisami – jak najbardziej przeprowadzono. Z tym, że zawiodły: albo nie dały wystarczającej wiedzy lub wysnuto z nich błędne wnioski, ewentualnie zlekceważono niepokojące sygnały. Przede wszystkim konsultacje ruszyły zaledwie pięć miesięcy przed uruchomieniem Strefy. Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu w Krakowie poinformował o ich rozpoczęciu 16 sierpnia 2018 roku na swojej stronie internetowej. Uruchomiono także dyżury informacyjne – dwa w sierpniu i dwa we wrześniu – podczas których zainteresowani mogli się zapoznać z projektem uchwały w sprawie SCT oraz złożyć wnioski lub zapytania. Przeprowadzono również ankietę wśród mieszkańców Kazimierza. Można jednak zastanowić się nad jej efektywnością – nie było w niej bowiem pytania o to, czy mieszkańcy w ogóle chcą SCT – oraz w ogóle nad efektywnością całych konsultacji, uruchomionych w trakcie wakacji.

Mieszkańcy tak zadowoleni, że aż agresywni

Warto przyjrzeć się przebiegowi dialogu samorządowców z mieszkańcami. Eksperci Fundacji Frank Bold, w przygotowanym jeszcze w 2019 roku opracowaniu „Strefa czystego transportu na Kazimierzu w Krakowie – studium przypadku oraz wnioski dla samorządów i rządzących”, wskazali znaki zapowiadające, że wprowadzenie strefy nie będzie „łatwe, proste i przyjemne”. Na dyżurach informacyjnych pojawiała się bowiem grupa konfrontacyjnie nastawionych osób – tak wojownicza, że w obawie o bezpieczeństwo urzędników formę dyżurów zmieniono na telefoniczną. Urzędnicy prosili bowiem swoich przełożonych o zwolnienie z udziału w spotkaniach.

Czy te i inne niepokojące informacje trafiły do radnych przed podjęciem dnia 19 grudnia 2018 roku ostatecznej decyzji o uruchomieniu Strefy? Tego nie wiadomo na pewno, ale eksperci fundacji ustalili, że wyniki konsultacji pojawiły się na stronie BIP Krakowa dopiero 20 marca 2019 roku, czyli już po tym, gdy fundacja złożyła wniosek o udostępnienie informacji publicznej i gdy Strefa była już wspomnieniem. W każdym razie silny opór społeczny złamał w radnych wolę utworzenia SCT na Kazimierzu, co wyraźnie pokazała gorąca sesja Rady Miasta Krakowa 27 lutego 2019 roku. „Strefa została uchwalona zbyt szybko, zawiera liczne błędy. W moim imieniu za to przepraszam. Ważne rzeczy powinny być konsultowane z mieszkańcami i przedsiębiorcami. Urzędnicy zagwarantowali nam, że wszystko jest przygotowane w 100 proc., a okazuje się, że tak nie jest” – cytowały media wypowiedź Michała Starobrata, jednego z radnych.

Patrząc z perspektywy można powiedzieć, że nie powstał korzystny klimat do wprowadzenia Strefy. Nie zbudowano atmosfery porozumienia. Korzyści nie widzieli ani mieszkańcy, ani przedsiębiorcy. Do tych interesariuszy nie dotarł komunikat „będzie to wyglądać tak, działać tak, korzyści są takie, niedogodności są takie”. I to dało się zauważyć w styczniu 2019 roku, kiedy na przykład dostawcy bali się podjeżdżać z dostawami. Nie mogło być wcześniej prawdziwego dialogu, udanej komunikacji, skoro brak wiedzy był tak powszechny – uważa dr Anna Dubel. – Ta strefa nie była też przygotowana technicznie. Weszły przepisy, a potencjalni zainteresowani wjazdem nie wiedzieli, jak weryfikowane będą uprawnienia do wjazdu. Regulacje zawierały wiele nieścisłości, co też nie wzbudzało zaufania. Trzeba je było w trybie pilnym na sesji rady poprawiać, ale kiedy już do tego doszło, wyglądało to jak „koncert życzeń” i zmiany kompletnie zniweczyły sens strefy – dodaje.

Kosztowna lekcja

Historia SCT Kazimierz z 2019 roku to przykład błędów popełnionych na wielu etapach, ale zarazem niezwykle cenna lekcja pobrana na zupełnie dziewiczym wówczas terenie. Na jej przykładzie widać, jak wiele szkód mogą wyrządzić:

  • brak efektywnej kampanii informacyjnej wśród tych, których życie SCT może zmienić,
  • niewykorzystanie owoców konsultacji społecznych, nieodczytanie wszystkich informacji z nich płynących – lub przeprowadzenie ich w sposób nieefektywny,
  • złe przygotowanie techniczne – brak jasnych warunków wjazdu lub dostatecznego ich rozpowszechnienia,
  • pośpiech – wprowadzanie tak poważnej zmiany społecznej w ciągu zaledwie kilku miesięcy.

Z tej lekcji warto wyciągnąć wnioski, bo historia lubi się powtarzać. A powtórki z krakowskiego Kazimierza nie życzyłoby sobie chyba żadne polskie miasto.


LEKCJA Z KAZIMIERZA

Dr Anna Dubel

Zasady funkcjonowania SCT oraz konsekwencje ekonomiczne dla różnych grup interesariuszy muszą być wcześniej przemyślane i wsparte precyzyjnymi, rzetelnymi obliczeniami. Można np. policzyć, ile firm z konkretnych branż jest na danym obszarze, eksperci mogą dokonać ocen i symulacji wpływu zmian na ich sytuację. Trzeba wiedzieć kto i w jaki sposób zyska, kto straci. I o tym wszystkim dokładnie poinformować zainteresowane strony. Nie wolno ukrywać lub pomijać kosztów, np. wymiany aut prywatnych, bo „przecież wszyscy zmieniają auta co kilka lat”. Otóż nie wszyscy i nie zawsze zmieniają auta na nowe lub prawie nowe, spełniające najwyższe normy zanieczyszczeń – ale zarazem drogie. To można i trzeba sprawdzić. Musi zostać zaproponowana alternatywa tym, którzy mogą coś stracić. Stawiając jeden zakaz, trzeba go zrównoważyć inną ofertą. I brać przy tym pod uwagę nie tylko społeczność lokalną, ale zauważać osoby przyjeżdżające z oddalonych osiedli lub wręcz spoza danego miasta – do pracy, na studia, żeby odwieźć dzieci do szkoły itd. Strefa wpłynie na ich życie, nie można tego nie zauważać.

I wreszcie w kolejnym etapie musi dojść do dialogu społecznego, prawdziwej wymiany opinii. Samorząd nie powinien poprzestać jedynie na realizacji minimalnej wersji konsultacji określonej w przepisach. To powinna być realna rozmowa, nie tylko z organizacjami pozarządowymi, ale z mieszkańcami. A nawet zwłaszcza z nimi, bo często wykazują oni ograniczone zaufanie do wszelkich oficjalnych inicjatyw. Trzeba do ludzi dotrzeć za wszelką cenę, namawiać ich i prosić o zaangażowanie. Wysłuchać zarzutów, poznać obawy, zapytać o propozycje rozwiązań. To zajmie czas, potrwa dłużej niż konsultacje robione najniższym kosztem, ale jeśli zależy nam na akceptacji społecznej i jej potrzebujemy, to tak trzeba działać. Róbmy coś albo dobrze, albo wcale.

(fot. Miasto Kraków na YouTube)